Wyroku Ruprecht p-ko Polsce nie sposób inaczej rozumieć aniżeli jako sprawy, której być nie powinno. Skarżący, aresztowany 7 maja 1998 r. został skazany w I instancji w 2003 r., lecz prawomocny wyrok nie zapadł aż do 21 lutego 2012 r., czyli orzeczenia ETPCz. W tak czytelnej "sprawie aresztowej", po kilkuset sprawach, w których Polska została uznana winną naruszenia Konwencji, najrozsądniej było szybko zawrzeć ugodę ze skarżącym, uznając to oczywiste naruszenie Konwencji.
Departament do Spraw Postępowań przed Międzynarodowymi Organami Ochrony Praw Człowieka w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, reprezentujący Polskę przed Trybunałem w Strasburgu chyba od zawsze, nie sprostał oczekiwaniom finansowym skarżącego. Nie ciężko było to osiągnąć przy prawie trzydziestokrotnej rozbieżności oczekiwań skarżącego wobec propozycji rządowej (60.000 EUR vs. 9.000 PLN).
Jak oceniać sprawę, w której organ - a de facto osoby - z takim doświadczeniem nie są w stanie zaproponować ugody, którą byłby w stanie zaakceptować już nie skarżący, lecz Trybunał w Strasburgu? To bowiem od jego decyzji - nawet w przypadku obiekcji skarżącego - zależy skreślenie sprawy po przedstawieniu propozycji ugodowej przez stronę rządową. Nieudana próba ugodowa nie była jedynym "smaczkiem" tej sprawy.
![]() |
Skandynawskie wyobrażenie prawnika pochodzące z I połowy XIX w. (Źródło: public domain) |